wróć do Akademia Wróżek


Andrzejkowa wróżba cz. I

Ten listopadowy wieczór rozpoczął się bieganiną poprzedzającą wyjście na Andrzejkową zabawę. Jeszcze trzeba zabrać karnet, jeszcze upchnąć gdzieś puder i pomadkę do ust, no tak dezodorant przydałby się również, tylko gdzie wtedy dam karty i kamyki z Runami. Muszę zmienić torebkę na większą, która nie bardzo pasuje do stroju, aaaa, widocznie tak ma być. Uf, wychodzę wreszcie z domu. Na salę wkraczam nieomal w ostatniej chwili, w momencie, kiedy orkiestra gra tusz, myślę sobie z uśmiechem – a może to na moje wejście. Zaproszeni goście nie zwracają jednak na mnie uwagi, co znaczy, że takty muzyki są wprowadzeniem w nastrój tajemnicy tego niezwykłego wieczoru. Siadam przy stoliku, muzyka gorącym rytmem zachęca do tańca, ja jednak tylko obserwuję tańczących. Mam od razu różnorakie spostrzeżenia. Na przykład ta pani w przepięknej czarnej sukni, tak skromnie, a jednocześnie dystyngowanie wyglądająca, lub tamten pan – tańczy, a jakby liczył coś w myślach. Moją uwagę przyciąga dziewczyna o ogromnych szmaragdowych oczach, właściwie to nie ona zwraca uwagę tylko te oczy, te oczy i nic więcej. Sylwetkę, bowiem ma jakby zapadniętą pochylona i nie pasującą do całości, taką skurczoną. Chłopak, który tańczy z nią nie patrzy na swoją partnerkę tylko rozgląda się po sali i wzrokiem taksuje, co bardziej rozdekoltowane panie, jakby dziewczyna, którą trzyma w ramionach była mu całkiem obojętna.
Zabawa toczy się na całego, w powietrzu wyczuwa się jednak nastrój wyczekiwania i jakby napięcia. Nagle orkiestra gra tusz i zostaje ogłoszony czas lania wosku i wszelkich andrzejkowych wróżb. Słowa dowcipne lekkie i wesołe wywołują zamieszanie. Goście ustawiają się w kolejce do klucza, przez który poleje się wosk, w innym rogu sali ustawiany jest stolik do innych wróżb przygotowywanych na dzisiejszy wieczór. Jest pierwsza osoba, która wyjmuje z zimnej wody zastygły kształt, przy akompaniamencie muzyki i rozentuzjazmowanych głosów ogląda go raz z jednej, raz z drugiej strony. Po chwili osób oglądających woskowe odlewy jest więcej, każda z nich tłumaczy sobie na swój sposób znaczenie tego, co widzi.
A ja rozglądam się za dziewczyną o szmaragdowych oczach i widząc ją jakby plecami podtrzymując ścianę, przy której stoi, samą, taką bezradną, bez uśmiechu i smutną. Rozglądam się za chłopcem, z którym ją poprzednio widziałam, lecz nie widzę go na sali. Idę w kierunku szatni i tak jakby przypadkiem podchodzę do dziewczyny
- Pani nie leje wosku? Dlaczego? Taki wieczór będzie dopiero za rok, ma pani okazję dowiedzieć się czegoś o przyszłości. – Dziewczyna patrzy na mnie jakby nie kojarzyła słów.
- A co tam, wszystko już ustalone i zaplanowane, przyszliśmy tu, aby potańczyć tylko.
- No dobrze, jeśli tak, tylko, dlaczego Pani nie tańczy? Widzę, że więcej tu siedzenia i stania, niż dobrej zabawy, gdzie partner?
Dziewczyna rozgląda się bezradnie, jakby z lękiem
- Zaraz wróci, on tak robi.
Mówię wiec do dziewczyny - Wie pani co, pójdziemy razem lać ten wosk, sama jestem ciekawa, co mi przygotował los - Po czym przyjaznym ruchem biorę dziewczynę za rękę i trochę ciągnąć idziemy w kierunku gdzie leją wosk.
Osoby, które mają już swoje odlewy, co i raz interpretują je w inny sposób, w miarę swej wyobraźni i skojarzeń. W pewnej chwili wesoły pan krzyczy
- Dam konia z rzędem za właściwą interpretacje. Kto mi powie, co mnie czeka? - śmieje się szyderczo, jakby nie wierzył, że ktoś mógłby to zrobić.
Odwracam się do dziewczyny i mówię
- Ciekawe czy w ogóle ma konia i czy naprawdę dałby go za wróżbę? - śmiejemy się obie, a ja podziwiam jaśniejącą w tym momencie twarz dziewczyny.
- Jak ma pani na imię? – pytam.
- Katarzyna, dla przyjaciół Kasia i może mnie tak właśnie pani nazywać.
 

 


Ewa Kulejewska