wróć do Akademia Wróżek
Magiczny wspomnień czar cz. II
Niestety nie dotrzymałam słowa, że już nigdy nie będę wywoływać duchów. Złamałam je wiele lat później pod wpływem rozpaczy i tęsknoty, po śmierci mojej ukochanej babci. W 1994 roku odeszła w wieku 92 lat. Póki żyła mogłam się czuć małą dziewczynką, a później poczułam się osamotniona.
Kilka lat po jej śmieci został zburzony dom, w którym mieszkała. Był już stary i zagrażał bezpieczeństwu mieszkańców. Kamienica ta stała ongiś blisko torów kolejowych. Wjeżdżając lub wyjeżdżając z Wrocławia spoglądam na pusty plac, lecz oczami wyobraźni wiedziałam go wyraźnie. Duże okna na trzecim piętrze, a spoza szyby – wyłania się twarz ukochanej babuni, która spogląda, czy jej wnuki bezpiecznie bawią się na podwórku, czy aby nie wdrapały się na nasyp kolejowy by patrzeć na pędzące pociągi.
Babcia w późniejszym okresie swojego życia spędzała czas spokojnie, otoczona wianuszkiem wnuków, prawnuków i praprawnuków. Niestety jej pogrzeb był wpisany w pośpiech obecnego życia. Przypominał raczej groteskę, niż pełną powagi uroczystość. Kondukt żałobny w pośpiechu podążał za trumną, a ksiądz nerwowo wypowiadał regułkę typu – „Staruszka żarliwie się modliła…, często uczestnicząc w mszach…”. Nie była to prawda. Babcia po śmierci męża i syna totalnie odwróciła się od naszego Stwórcy.
Mój ból po jej stracie narastał z dnia na dzień. Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia spędzałam u moich przyjaciół w Konstancinie. Opowiadałam im o najbliższej mi osobie, o dzieciństwie i poczuciu bezpieczeństwa, które stwarzała. Bardzo, bardzo płakałam. W pewnym momencie ktoś zauważył, iż zbliża się północ i zaproponował by wywołać ducha mojej babci. W seansie spirytystycznym wzięło udział kilka osób. Wszystko odbywało się spontanicznie. Siedzieliśmy przy okrągłym stole trzymając się za ręce. Nad nami wisiał ogromny pięcioramienny żyrandol. Paliła się pojedyncza świeca. Drzwi do salonu były zamknięte. Miałam opuszczone powieki i rozpaczliwie przywoływałam ukochaną staruszkę.
– „Babciu, jeżeli tu jesteś – daj znać!”
Po chwili powtórzyłam tę prośbę. Nagle usłyszałam drżący głos jednej z uczestniczek tegoż seansu, która nawoływała mnie bym otworzyła oczy. Zobaczyłam, jak lampa nad stołem sama zabłysnęła ostrym światłem, po czym bardzo powoli migoczące żarówki zgasły. Powiedziano mi, że gdy byłam w transie lampa dwukrotnie sama włączyła się i wygasła. Na moich towarzyszach ta sytuacja zrobiła piorunujące wrażenie. Nikt do rana ze strachu nie mógł zasnąć. Ja natomiast utwierdziłam się w przekonaniu, że nasze dusze są nieśmiertelne, mają świadomość ciągłości istnienia i przepełnione są miłością. Mam nadzieję, że babcia wybaczyła mi nie dotrzymania danego dawno temu słowa, by nigdy nie sprowadzać duszy zmarłych na ziemię. Wiem, że wówczas przyszła by ukoić moje smutne serce.
Teraz już wiem, że wystarczy zamknąć oczy, by przywołać dawny magiczny wspomnień czar. W salonie, w starym rosyjskim samowarze parzy się herbata, a babcia piecze rogaliki z dżemem. W kaflowym piecu buzuje ogień, a babcia pochyla się nad małą dziewczynką, by okryć ją futrem z soboli… Dziękuje Ci, że byłaś i ciągle jesteś w moim życiu… kochana babciu.
P.S.
Nigdy więcej nie wywołałam duchów!
Sybilla