wróć do Akademia Wróżek


Pałac samobójców

          Było kiedyś takie miejsce na Dolnym Śląsku, gdzie stary pałac z zapuszczonym ogrodem czarował magią, działał na wyobraźnię mieszkańców ziem odzyskanych, niczym zwierciadło poprzednich wieków. Miejsce było piękne, magiczne, spowity mgłą ogród, przerośnięte alejki żywopłotów, zdziczałe róże i bluszcze spowijające stare drzewa, jak z horrorów, malarsko oddziaływały na wyobraźnię spacerowiczów. Znajdował się tam stary pałac, którego okna z wypadającymi okiennicami wyglądały niczym puste oczy ślepca, a wyłamane drzwi zapraszały wędrowca do tajemniczego świata pełnego wspomnień o dawnych, szlacheckich czasach. Z rozsypujących się ścian spoglądały przybrudzone anioły, bardziej straszne, niż zapraszające, niczym strażnicy miejsca i historii. Zerwane sztukaterie i zburzony kominek, z jednej strony pokazywały dramat zapomnianego pałacu, z drugiej zaś niezdrowo pobudzały wyobraźnię.
           Pałac ów należał obecnie do miejscowego rolnika, który prowadził gospodarstwo, a zapomniany pałac z roku na rok coraz bardziej podupadał, pomału, acz nieuchronnie obracając się w ruinę. Przez swoje zaniedbanie i tajemniczość pałac stawał się coraz bardziej przerażający, ale również fascynujący, niczym świadectwo niedopowiedzianej historii, która miała powrócić, by ostatecznie zrównać to miejsce z ziemią. 
          Otóż pałac stał się mekką okolicznych samobójców. Niespełniona miłość, historie niespłaconych długów, czy brak akceptacji gnał desperatów do starego parku przy pałacu, aby tam zakończyć swoje życie na linie przewieszonej przez gałąź. Wielu z okolicznych mieszkańców zakończyło swój żywot w ten właśnie sposób. Przesąd nakazywał, aby drzewo, na którym ktoś się powiesił zostało ścięte, a z jego drewna należało wykonać krzyż dla samobójcy, by jego dusza nie uwięzła w nim, lecz spokojnie odeszła i nie niepokoiła mieszkańców. Dlatego też wraz z samobójcami umierały kolejne drzewa w przypałacowym ogrodzie.
           Pałac powoli obracał się w coraz większą ruinę, runął dach, a ściany nośne coraz słabiej opierały się sile wiatru. Park powoli pustoszał, dostojne dęby i buki odchodziły wraz z duszami kolejnych samobójców. Wkrótce pałac całkowicie legł w gruzach, a stary park, spowity bluszczem, przypominał opuszczone cmentarzysko. Taki był obraz pałacu, kiedy miałem 10 lat. 
            Po latach, kiedy byłem już studentem historii sztuki udało mi się dotrzeć do prawdziwej historii tego miejsca. Odkryłem, że pałac wbrew wszelkim zasadom, stanął na dawnym cmentarzu. Jeszcze w XVII wieku chowano tam samobójców, gdyż inne cmentarze ze względów religijnych nie chciały ich przyjąć.
             Po wiekach historia zakręciła koło i dawny cmentarz ponownie stał się cmentarzyskiem, aby błąkające się dusze mogły odnaleźć spokój i wieczny spoczynek. Stwierdzono, że nie warto rozgrzebywać grobów i przenosić cmentarzy, świętość spoczynku, gdyż jak widać wszelkie zmiany mogą obrócić w gruzy nawet najpiękniejszy pałac i jego pieczołowicie utrzymany park.

 


Sylwester Chordecki