wróć do Akademia Wróżek
Spełnione marzenie cz. II
Ania czuje coraz większy chłód, czuje, że jej wrażliwe nogi robią się coraz zimniejsze i bardziej zmarznięte, w tej chwili przechodzi obok sklepu z obuwiem, zatrzymuje się i widzi buty, myśli sobie:
„Takie właśnie byłyby odpowiednie dla mnie, one byłyby ciepłe, mają wewnątrz kożuszek, jak fajnie gdybym mogła je mieć, ale wiem, że mama nie może mi ich kupić, musi zapłacić inne bardzo ważne rachunki. Wiem, że gdyby mogła mi je kupić, na pewno by to zrobiła. Szkoda, że nie ma pieniędzy.”
Myśli Ani w tym momencie powędrowały do wszystkich głodnych dzieci pokazywanych w telewizji, do dzieci, które nie mają rodziców i muszą mieszkać w Domach Dziecka, zrobiło jej się przykro i smutno. Pomyślała:
„ja mam rodziców i nawet kochaną babcię, która opowiada mi te piękne opowieści. Babcia mówiła przecież, ze dzisiaj spełniają się marzenia, wejdę na chwilkę do kościoła i pomodlę się za inne dzieci, za siebie, babcię i za całą moją rodzinę. Pomodlę się, poproszę o nowe ciepłe buty dla mnie. Malutki Pan Jezusek, który się dzisiaj w nocy urodzi zrozumie mnie. On sam jest dzieckiem.”
Jak pomyślała tak zrobiła? Weszła do odświętnie przystrojonego kościoła, uklękła, popatrzyła wkoło na kolorowe światła, popatrzyła na ołtarz i zaczęła modlitwę, a że serduszko miała dobre i współczujące prosiła o radość i dobro dla wszystkich dzieci, aby nie były głodne, aby miały mamę i tatę, aby miały ciepłe buty. Te buty, te buty, które widziała w sklepie nie dawały jej spokoju. Pomyślała i poprosiła:
- Aniołku, o którym mówiła babcia, który jesteś stale przy mnie spraw, aby mój tata zarabiał tyle, żeby mama mogła mi kupić takie buty, tak bardzo chcę je mieć, sam widzisz, że są mi potrzebne.
W tym momencie wyraźnie i jasno zobaczyła obiekt swoich marzeń na nogach. Zrobiło jej się cieplej, smuga światła przesączająca się przez wysokie okno spłynęła do jej głowy rozświetlając ją. Dziewczynka podniosła rączki do góry i wtedy światło rozjaśniło całe jej dłonie i klęczącą postać. Ania poczuła jakieś dziwne ciepło na piersiach, poczuła jakby przytulała ją mama, poczuła taką szczęśliwość i bezpieczeństwo jak dawniej, kiedy jeszcze była mniejsza i bez pytania właziła na kolana domagając się czułości i dostając ją bez ograniczeń. W myślach powiedziała:
„Boziu, wiem, że jeżeli tylko zechcesz spełnisz moją prośbę, ale jak będzie Ci ciężko ją spełnić, to nie przejmuj się, ja to zrozumiem, tak jak rozumiem mamę i babcię i tatę, który tak dużo pracuje, abyśmy mogli zapłacić różne rzeczy. Teraz mówię tylko, teraz tylko proszę, a Ty jak możesz spełnij moją prośbę. Nie będę się na Ciebie gniewać, bo bardzo Cię kocham. Babcia mówiła, że kochasz wszystkich ludzi na Świecie, ale wiedz, że ja kocham Cię najbardziej jak mogę. Boziu chciałabym jeszcze, aby inne dzieci były szczęśliwe, choć jednego dnia w roku. To może być nawet dzisiaj. Boziu myślę, że kolorowa choinka na rynku sprawi innym dzieciom radość, ale gdyby mogły dostać, choć malutki kawałeczek tego, czego pragną, sprawiłoby im to może więcej szczęścia. Czy nie myślisz, że mam troszeczkę racji? Dziękuję Ci kochana Boziu, wiem, że, jeżeli tylko zechcesz spełnisz moja prośbę.”
Dziewczynka rozejrzała się po kościele i zobaczyła księdza w konfesjonale, postanowiła wyspowiadać się, co zrobiła zaraz, gdyż kościół poza kilkoma osobami upiększającymi szopkę był o tej porze dnia pusty. Oczyściła swoją duszyczkę z dziecięcych grzechów, uklękła, złożyła rączki i znów w modlitwie prosiła o buty dla siebie i radość dla innych ludzi. W tym czasie weszło parę osób, kilka stanęło do spowiedzi, inne osoby usiadły w ławkach i zatopiły się w modlitwach. Zadzwonił dzwonek, wyszedł ksiądz z Komunią Świętą. Ania uznała ten fakt za dar, tak bardzo chciała teraz być z Jezusem, który czynił cuda. W myślach mówiła :
„Kiedy będziesz ze mną Jezu, kiedy zagościsz w moim sercu może i mnie sprawisz cud? Dziękuję Ci teraz za to, że przyszedłeś, dziękuję za wysłuchaną prośbę.”
I przystąpiła do Komunii. Wzniosła oczy do góry, mając opłatek na języku, odczuła znowu to samo bezpieczeństwo i ciepło. Uklękła i dziękowała za spotkanie z Panem. Po chwili wstała i wyszła z kościoła. Do domu prawie biegła, nie miała zegarka, ale wiedziała, że te proste zakupy trwały dłużej niż myślała, czuła niepokój mamy i babci. Czuła wielką radość i lekkość w sobie, jakby miała skrzydła, było jej nawet zupełnie ciepło, biegła, aby być jak najszybciej z bliskimi. Postanowiła, że nie powie o kościele, o swoich marzeniach, aby nie robić przykrości bliskim i tylko przeprosi za tak długą nieobecność. Weszła do domu, mama zaraz z niepokojem zapytała:
- Nie było ci zimno, gdzie tak długo byłaś, już myślałyśmy z babcią, ze kutia będzie gotowa na po świętach.
Ewa Kulejewska